Środa Filozoficzna i prezentacja ostatniego już tematu z najnowszego 4 tomiku Terapii Filozoficznej – „Simone Weil – człowiek absolutny zanurzony w miłości”.
W każdym tomiku ‘Terapii Filozoficznej’, jako dziesiąty, ostatni temat przedstawiam jednego wybranego filozofa, którego bardzo cenię ze względu na życie, jakie prowadził i teksty, które nam zostawił, z których nieustannie czerpię mądrość, by ją kontemplować i miłować oraz się z nią dzielić.
Zaintrygowała mnie ona bardzo tym, że jej żar i czystość budzą strach u ludzi, którzy zgłębiają się w jej teksty. To człowiek, kobieta, filozof, a przede wszystkim przez nikogo niekwestionowany geniusz. Całe życie i wszystkie jej dzieła, to walka o początek uzdrowienia Zachodu i wyrwania go ze szponów zła. Uważała, że największą krzywdę robią ludzie samym sobie, światu i całej ludzkości, od kiedy wydali sobie zgodę na wybór i czynienie zła, wiedząc o tym, że zawsze mają możliwość wybrać dobro.
Simone zwraca uwagę na to, że wszyscy jesteśmy zakorzenieni i to jest bardzo ważne. W dzisiejszym świecie obserwujemy zgodę na zrywanie więzi i wykorzenianie się zawsze dla doraźnych korzyści. Żaden człowiek nie jest znikąd i wszyscy jesteśmy zakorzenieni. „Zakorzenienie jest być może najważniejszą i najbardziej zapoznaną potrzebą ducha ludzkiego. […] Każdy byt ludzki potrzebuje wielorakich korzeni. Potrzebuje czerpać z nich praktycznie całość swego życia moralnego, intelektualnego, duchowego za pośrednictwem społeczności, do której z natury przynależy”. Bez tego człowiek wrzuca siebie samego w chaos, w bezmiar wszelkich ryzyk, którym się bezmyślnie poddaje, a jak w nie wpada, to już przeważnie jest za późno na jakikolwiek ratunek, bo albo znajdzie się na globalnym wysypisku ‘ludzi śmieci’, albo wpada w pustkę bezsensu, z którego jedynym wyjściem jest niebycie.
Do ostatniego już z tej serii 5 tomiku, Terapii Filozoficznej, który nieustannie piszę, do 10 tekstu wybrałam Alberta Camusa. Wybór ten ma bardzo duży związek z Simone Weil, bowiem miała ona w nim ‚pośmiertnego przyjaciela’, który ją uwielbiał / tak, jak ja/ i trzymał jej zdjęcie na swoim biurku. Stał się on wydawcą i też komentatorem jej tekstów.